sobota, 5 października 2013

Rozdział 19 - ''Kuch kuch hota hai''


Następnego dnia,w godzinach popołudniowych,została już tylko nasza rodzina,cała reszta gości wróciła do siebie i życie toczyło się dalej.To z pewnością będzie niezapomniane wesele - i z tych dobrych,i z tych złych stron.Babcia Madaleine i dziadek Charles wybrali się na wspólny spacer po Londynie,chyba pierwszy raz od wielu lat.Pewnie normalnie cieszyłabym się,że sprawy tak dobrze się potoczyły i wszystko wraca do normy,ale niestety nie w tych okolicznościach.Ja nadal znałam sekret o moim starszym bracie.
Więc kiedy w domu zostaliśmy tylko my; rodzice,Felicite,Finn,Mia i Arthur,postanowiłam załatwić tą sprawę raz na zawsze.
-Znam powód dla którego się rozstaliście.-oznajmiłam wchodząc do kuchni,gdzie rodzice bez słowa sprzątali kuchnię.Odłożyli wszystko co mieli w rękach i odwrócili się,patrząc na siebie z przerażeniem.-I jestem bardzo zawiedziona,że dowiedziałam się o tym w ten sposób.Powiedzcie reszcie,bo jeśli nie to ja to zrobię.-włożyłam ręce do kieszeni i wróciłam do salonu,gdzie miały miejsce rozgrywki w fifę.Rodzice dołączyli do nas w błyskawicznym tempie i jakby ze strachu czy się czasem nie wygadałam,spojrzeli po wszystkich.Krzyżując ręce na piersi,podparłam się ściany i obserwowałam całe to zdarzenie.
-Arthur,jeśli mógłbyś...-mama podała mu pilota,a on posłusznie wyłączył telewizor i oparł się ramieniem o Mię,która czytała jakiś magazyn.-Musimy wam coś powiedzieć...To znaczy ja..-jąkała się,a jej dłonie bardzo się trzęsły.Usiadła,wstała,później znowu na moment przysiadła,ale ostatecznie wstała i zaczęła chodzić po salonie.-..ja i tata musimy wam coś powiedzieć...
-O co chodzi?-Mia wyraźnie się przestraszyła i odłożyła gazetę na stół.
-Więc..Chodzi o to,że...
-To może ja.-przerwał jej tata,a mama odetchnęła głęboko i pokiwała głową.-Kiedy byłem w liceum,byłem związany z pewną dziewczyną.My..byliśmy dosyć blisko.I wtedy...-przełknął głośno ślinę.-Wtedy...
Mijała minuta za minutą,a on nadal się jąkał.Nie mogłam tego dłużej wytrzymać.
-Bum! Ona zaszła w ciążę i mamy starszego brata.-dokończyłam,a wszyscy spojrzeli na mnie,wybałuszając oczy.Usłyszałam jak mama wydmuchuje nos do chusteczki.Nie chciałam zrobić tego tak drastycznie,ale ta cała sprawa mnie przytłaczała,chciałam żeby reszta też o tym wiedziała.Nie chciałam być tym obarczona.
-Musicie wiedzieć,że było to zanim poznałem waszą mamę!-zaczął się bronić.-Całe życie nie miałem pojęcia o tym,że mam syna,aż do...
-..do dnia w którym poprosiłam żeby wasz tata się wyprowadził.-dokończyła mama.
Widziałam,że Felicite walczy z emocjami,aż w końcu pełna wściekłości i smutku wybiegła z salonu,wołając:
-Jesteście nienormalni!! Ta rodzina jest nienormalna!
Zszokowana Mia poderwała się z miejsca,ale powstrzymałam ją gestem dłoni.
-Ja do niej pójdę.
Powoli wspięłam się po schodach i skierowałam się do jej pokoju.Jak zwykle był schludny i posprzątany,a ze ścian uśmiechały się do mnie jej idole.Zdziwiłam się kiedy na biurku leżało zdjęcie One Direction.
Usiadłam na brzegu łóżka i położyłam swoją dłoń na jej plecach.Leżała na brzuchu,wtulona w poduszkę.
-Wiem,że to dla Ciebie trudne.-zaczęłam głaskać ją po włosach.-Pomyśl sobie co ja musiałam czuć kiedy przypadkowo to podsłyszałam...Ale musimy postawić się na miejscu rodziców.To dla nich także kompletnie nowa sytuacja.
Starałam się mówić najspokojniej jak potrafię,chociaż sama miałam ochotę zrobić to samo co ona.
-I dlatego...dlatego potrzebują naszego wsparcia.-pociągnęłam nosem,bo czułam,że łzy napływają mi do oczu.Fizzy podniosła się i przytuliła się do mnie.Jeszcze nigdy nie czułam z nią takiej bliskości jak teraz.Różniłyśmy się charakterami,i chociaż między nami były tylko dwa lata różnicy,byłyśmy całkiem różne.Nie traktowałyśmy się jak siostry,po prostu nazywałyśmy się siostrami i w zasadzie tyle nas łączyło.
-Ale dlaczego..dlaczego się rozstali?-załkała.
-Wyobraź sobie co właśnie przeżywa mama.-wciąż głaskałam ją po plecach.
Po kilku długich minutach przytulania,Fizzy odkleiła się ode mnie i wytarła mokre policzki do rękawa bluzy.
-Będzie ciężko się z tym oswoić,ale damy sobie radę.-chwyciłam ją za dłoń.-Zobaczysz.


Wyczerpana napiętą atmosferą w domu,wróciłam na swoje stare śmieci.Melanie jak zwykle siedziała w kuchni,cała oblepiona mąką i pichciła coś,jednocześnie podśpiewując piosenkę graną w the hits radio.
-Hej.-przywitałam się,całując ją w mączny policzek.
-Hej.Jak tam,doszłaś do siebie?-spytała,a ja zamarłam.Nic im nie mówiłam o tym co podsłuchałam,więc jakim cudem się dowiedziały? Zauważyła moją zdziwioną minę.-Pytam czy wytrzeźwiałaś.
-Ach!-poczułam wielką ulgę w sercu i oparłam się o lodówkę.-To tak..zakładając,że w ogóle się upiłam.-udałam się do przedpokoju gdzie ściągnęłam buty i wyłożyłam się na kanapie.Po głowie ciągle kłębiło mi się tysiące myśli.Jak to teraz będzie wyglądało? Rodzice w końcu wezmą rozwód? Finn będzie widywał tatę raz na jakiś czas,dopóki nie nauczy się samodzielności? Mój przyrodni brat zjawi się jak gdyby nigdy nic i będziemy udawać,że jesteśmy szczęśliwą,kochającą się rodziną?
-Słyszysz co do Ciebie mówię?-głos Melanie wyrwał mnie z zamyśleń.Podniosłam się i zauważyłam,że stoi nade mną ubrana w przeciwdeszczowy płaszcz.
-Gdzie idziesz?
-Do domu.Ryan wrócił,zostanę tam na noc.Nie będziesz się bała zostać sama?
Kika minut zajęło mi wrócenie do rzeczywistości i przypomnienie sobie,że jej brat Ryan,miesiąc temu uciekł z domu.Uciekł to może za dużo powiedziane,zostawił kartkę,że jedzie do kumpla,bo nie może wytrzymać z rodzicami.
-Nie nie,jasne,leć.-wstałam i położyłam dłoń na czole.-Boli mnie głowa,chyba się położę.
-Wszystko w porządku?-spytała,a ja kiwnęłam głową i wspięłam się po schodach.


Z samego rana mój humor był wyśmienity w porównaniu do tego wczorajszego.Uświadomiłam sobie,że z wszystkim się uporamy.Może syn mojego taty nie okażę się taki zły,a może wcale nie będzie chciał się z nami spotkać i wszystko wróci do normy.Rodzice ostatecznie się pogodzą,Finn będzie dorastał u boku taty,Mia i Arthur założą rodzinę,Fizzy odnajdzie życiową drogę,może ja w końcu odnajdę swoją...Wszystko będzie dobrze.
Ale było jednak coś,co mnie niepokoiło.Mianowicie to,że czułam się strasznie...pusto.Budzę się i nie wiem co ze sobą zrobić.Nie muszę się śpieszyć do szkoły,ani do biblioteki żeby pouczyć się na egzaminy.Nie muszę lecieć do knajpy taty,bo to dopiero poniedziałek,a nie piątek.I przede wszystkim: nie muszę wybiegać z domu bez śniadania żeby lecieć na przymiarkę sukni,obejrzeć zaproszenia,czy degustować wina.
Już po weselu i nie zostało mi nic do roboty,nie muszę nawet sprzątać bo babcia zamówiła specjalną ekipę sprzątającą,która pewnie już od samego rana pracuje w ogrodzie.
I jeżeli mam być szczera,to nie wiem czy ta pustka mi się podobała.Zajmowanie się weselem bardzo mnie ekscytowało i podobało mi się to,mimo że czasem nie wyrabiałam z zajęciami.Jak każda praca,praca przy weselu ma swoje wady i zalety.
Przeciągając się leniwie zeszłam na dół i o mało co nie dostałam zawału kiedy zauważyłam,że ktoś śpi na kanapie,przykryty kocem.Podeszłam bliżej żeby go obudzić,ale kiedy zobaczyłam,że śpi jak zabity,to stwierdziłam,że dam mu jeszcze trochę pospać.Zamierzałam iść się ubrać,kiedy zadzwonił mój telefon.Spojrzałam na wyświetlacz,gdzie migało się imię cioci.
-Halo?
-Jasmin,no nareszcie! Dzwonię i dzwonię od kilku godzin!
-Ciociu,jest 9 ranoo...-ziewnęłam-Spałam.
-Tak,wiem,ale miałam nadzieję,że się obudzisz.A teraz mów mi szybko,czy jest u Ciebie Caspar?-usłyszałam jej przestraszony głos.
-No właśnie jest.-usiadłam w fotelu i przyglądałam się na śpiącego kuzyna.Wyglądał okropnie blado.
-Dzięki Bogu! My jesteśmy właśnie w Hiszpanii,tak się złożyło,że lot mieliśmy w środku nocy i nie mogłam się skontaktować z Casparem,bo rozładował mu się telefon! On miał wrócić nad ranem,ale zapomniał kluczy,a my nie mogliśmy odwołać lotu i musieliśmy wyjechać.Tak się bałam,że biedaczek tuła się w nocy po mieście...już miałam zabierać dzieciaki i wracać z powrotem! Ale dopiero później wujek uświadomił mi,że może skontaktował się z tobą,albo z Lisbeth!-w jej głosie dało się słyszeć wyraźną ulgę.
-Nie martw się,jest u mnie.-podniosłam się z fotela i dotknęłam jego czoła.-Ale zdaje się,że się rozchorował.Jest cały blady i ma gorączkę.-skrzywiłam się.
-O mój Boże,to wszystko przeze mnie!-jęknęła.-Wiedziałam,że ten wyjazd to był zły pomysł!
-Daj spokój,ciociu! Caspar nie jest już twoim małym synalkiem,musi dbać sam o siebie.Jakby był bardziej rozgarnięty to nie zapomniałby tych kluczy.-zachichotałam.-Ale możesz być spokojna,przez ten czas może zostać u mnie,zaparzę mu herbaty z cytryną,a jak się obudzi to pójdę do apteki po jakiejś leki na zbicie gorączki.
-Ojejku,dziękuję Ci,kochanie! Jesteś cudowna,już ja zadbam o to żeby on Ci się jakoś odwdzięczył.
-Rodzina musi sobie pomagać.-poklepałam go po plecach,a on przez sen zmrużył brwi i podwinął koc pod samą szyję.
-Pozostaje jeszcze sprawa jego ubrań.Niestety nie mamy żadnych zapasowych kluczy pod wycieraczką,a wszystkie okna są pozamykane więc nie uda wam się przedostać do domu...
-Tym to akurat bym się zbytnio nie przejmowała.-westchnęłam.-Caspar ma tutaj chyba 1/3 swojej garderoby...Zdaje się,że przez ten czas kiedy u mnie bywał,codziennie przynosił ze sobą jakieś ubrania.Próbował się tu wkręcić na dobre.
Kiedy to powiedziałam,ciocia wybuchnęła głośnym śmiechem.
-No tak,w takim razie teraz mogę na chwilę wyluzować.Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję.Muszę pędzić,bo dzieciaki ciągną mnie na plażę.Kocham Cię,uważajcie na siebie.
-No pa.-pożegnałam się i rozłączyłam.Jeszcze raz spojrzałam na Caspara,który właśnie mruczał coś pod nosem przez sen,po czym wstałam i wróciłam do swojego pokoju.


Jak tylko się ubrałam i zeszłam na dół,Caspar prawie się przebudził.Na początku nie wiedział co się dzieje i skąd się tu wziął,ale pamięć szybko mu powróciła,kiedy rzuciłam hasłami 'impreza' i 'Hiszpania'.
Właśnie byłam w trakcie zaparzania mu herbaty,kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.Caspar,wyglądający jak po bitwie,z włosami sterczącymi na wszystkie strony,poczłapał do nich i je otworzył.
-Taa?
-Jest Jasmin?-spytał znajomy głos na którego dźwięk mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
-Jest.-odpowiedział Caspar i nadal stał w drzwiach.
-No to..może mógłbym ją zobaczyć?
-Tego to nie wiem,właśnie gada ze swoim chłopakiem.-jego odpowiedź sprawiła,że poparzyłam się wrzątkiem.Chuchając na palce,włożyłam je na moment pod zimną wodę i pobiegłam do przedpokoju.
-Taak,mój chłopak czajnik pozdrawia bardzo..gorąco.-podniosłam dwa sparzone palce,a oni się skrzywili.-Caspar,wracaj do salonu,bo tu jest przeciąg.-powiedziałam do niego chłodno,a potem przeniosłam swój wzrok na gościa.-Cześć Harry.-przywitałam się z uśmiechem.
-Dzień dobry.-odpowiedział mi tym samym.
-Zapraszam.-wskazałam gestem dłoni aby wszedł do środka.-Ale od razu uprzedzam,że jest mały bałagan.Wróciłam dopiero wczoraj i po weselu nie zdążyłam jeszcze posprzątać.W dodatku on jest chory.-kiwnęłam głową na kuzyna leżącego pod kocem i oglądającego telewizję.
-Przyjdź w tym momencie do naszego hotelu to dopiero zobaczysz bałagan.-parsknął.
-Usiądź w salonie,zrobię herbaty.-jak poradziłam tak zrobił.W kuchni przez przypadek rozlałam połowę dzbanka soku i musiałam zabrać się za sprzątanie.W tym czasie słyszałam interesującą rozmowę chłopaków.A raczej...jej brak.
-Po co przyszedłeś?-spytał w końcu jeden z nich.I po zadanym pytaniu poznałam że musiał to być Caspar.
-Pogadać z twoją kuzynką.
-Nie mogłeś zadzwonić?-usłyszałam zdziwienie w jego głosie i zanim Styles odpowiedział,ja zjawiłam się w pokoju,niosąc tackę z herbatami.
-Caspar.-warknęłam,a on spojrzał na mnie spode łba i skupił wzrok na telewizorze.Wyciągłam z szuflady ciastka i usiadłam,rozpakowując je.
-Oczywiście,że mogłem zadzwonić,ale pomyślałem,że to trochę niegrzeczne żegnać się przez telefon.
-Żegnać?-powtórzyłam,a on pokiwał głową.
-Jutro wylatujemy do USA.
-Och...-jego słowa sprawiły,że coś ciężkiego spadło mi na serce.Zapomniałam,że jest..sławny i podróżuje po świecie.Traktowałam go po prostu jak...jak Harry'ego,normalnego człowieka,nie pomyślałabym,że wyjedzie stąd tak szybko jak się zjawił.-Na długo?
-Teraz na dwa miesiące,później będziemy mieć jakąś przerwę,ale potem wylatujemy na dłużej.-odpowiedział.Patrzyłam jak słodził herbatę i trudno mi było uwierzyć w to,że go tak długo nie zobaczę.Dopiero co spotkaliśmy się po latach,a teraz...znowu się rozstaniemy.-Dlatego przyszedłem zaproponować Ci przejażdżkę pożegnalną.Co ty na to?-podniósł głowę,a ja westchnęłam i kiwnęłam głową.
-A ja?-wtrącił się Caspar.-Mam zostać sam? Jestem chory.
-Ale nie umierasz,nic Ci nie będzie.-spojrzałam na niego dobitnie.Ja tu przeżywałam,że mój przyjaciel wyjeżdża,a ten tylko o sobie!-Naucz się w końcu chociaż odrobiny samodzielności.
-Nikt nie robi takiej pysznej herbatki jak ty.
-Tu się akurat zgodzę.-przytaknął Harry,a ja uśmiechnęłam się lekko,ale moje myśli latały gdzieś daleko,daleko stąd.

Zbliżała się już 16,a my ciągle jechaliśmy i jechaliśmy.Zdążyłam już zmienić pozycję ze trzysta razy,ale żadna nie była na tyle wygodna żeby wytrzymać chociażby dziesięć minut.W końcu usiadłam bokiem,a nogi wystawiłam przez okno,na co Harry wybuchnął głośnym śmiechem.Rozwiązaliśmy kilka krzyżówek,kilkanaście zagadek,śmialiśmy się z kawałów i słuchaliśmy radia aż w końcu zaczynałam się strasznie nudzić.
-Dłuuugo jeszcze?-westchnęłam,zasłaniając sobie oczy przed rażącym słońcem.
-Jesteśmy na miejscu.-oznajmił Harry,a ja spojrzałam na niego,czy aby i na pewno mówi prawdę.I mówił,bo wyłączył silnik,parkując przed jakimś niewielkim,aczkolwiek uroczym domem.Ucieszona odpięłam pasy i wygramoliłam się z samochodu.Strzelały mi wszystkie kości.
-Gdzie jesteśmy?
-W Holmes Chapel.-odpowiedział i w tym momencie drzwi wejściowe od domu otworzyły się i na taras wyszła ciemnowłosa kobieta,którą ostatnim razem widziałam kiedy miałam trzynaście lat.Przez ten czas nie zmieniła się prawie w ogóle,nadal była identyczna jak jej syn.
-No nareszcie,już zaczynałam się martwić!-zawołała i podeszła do nas.Uśmiechnęła się do mnie szeroko i wyciągnęła ręce.-Jasmin,kochanie.-wzięła mnie w ramiona.-Jak miło Cię widzieć.
-Mnie również!-wyznałam szczerze.-Co za niespodzianka...nie miałam pojęcia,że Panią zobaczę.
-Ja też nie,aż do dzisiaj.To jego sprawka.-wskazała palcem na Harry'ego i objęła syna.Kiedy widziałam jak czule się witają,chciało mi się płakać.Widywali się zaledwie kilka razy w roku...od razu zaczynałam doceniać to,że ja mam taki częsty kontakt z mamą.
Po zjedzeniu obiadu,który przygotowała Anne,mama Harry'ego,udaliśmy się do salonu gdzie wisiało mnóstwo zdjęć Harry'ego i Gemmy,jego siostry.Była ona aktualnie na studiach i nie mogła przyjechać żeby się z nami zobaczyć.Ojczym Harry'ego i jego syn gdzieś wyjechali i też nie mogli do nas dołączyć.Spędziliśmy godzinę na wspominaniu starych czasów,uprosiłam też ją,aby opowiedziała mi jakieś krępujące historie o Harry'm,abyśmy byli kwita.
-Muszę powiedzieć,że twoje odpały są o wiele gorsze od moich.-parsknęłam,kiedy spacerowaliśmy po Holmes Chapel.-Albo i lepsze...zależy jak na to patrzeć.
-Nie bądź taka wyśmiewna,bo...-zaczął,ale przerwał,przystając przy tym i rozglądając się w około.-Słuchaj,zostań tu i idź cały czas przed siebie.Udawaj,że mnie nie znasz.-szepnął i przebiegł na drugą stronę ulicy.Zdziwiona odwróciłam się za nim,ale zrobiłam tak jak kazał.Szliśmy kawałek równocześnie,po dwóch stronach ulicy aż nagle podeszła do niego grupka fanek.Zatrzymał się i robił sobie z nimi zdjęcia,a ja zwalniając tempa,szłam dalej.Spotkaliśmy się po 15 minutach w okolicach jego domu,podbiegł do mnie zdyszany.
-Wybacz.-spojrzał na mnie przepraszająco.Nie miałam mu tego za złe,nawet to rozumiał,jednakże było to trochę z jego strony niegrzeczne.Wyszło na to,że się mnie wstydził.
-Nie ma sprawy.-machnęłam ręką.
-Chciałem Cię oszczędzić.-wyjaśnił,a ja zmrużyłam brew.-Oni by Cię zamęczyli.Prasa,reporterzy.Stali by pod twoim domem,tak jak to robili wcześniej z...no wiesz.-przechylił głowę w bok.
-Rozumiem.-powiedziałam i rzeczywiście tak było.Wszyscy myśleliby,że jestem jego dziewczyną i chcieliby uzyskać ode mnie jakieś informacje.-Jesteś moim bohaterem.-wyszczerzyłam zęby.On uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej.
-Staram się jak mogę.-wyszeptał mi prosto w twarz i słodka woń jego oddechu otuliła mnie całą.


-Dzięki,że mnie ze sobą zabrałeś.Twoja mama jest wspaniała,naprawdę świetnie było ją znowu zobaczyć.-odpięłam pas i wyglądnęłam przez okno.Światło w salonie się świeciło,więc pewnie Caspar dzisiaj nie ruszył się nigdzie z domu.
-To ja dziękuję,że ze mną pojechałaś.-pochylił się nade mną i pocałował mnie w policzek.Zatrzymał się na chwilę,spoglądając mi w oczy,a potem spuścił wzrok na moje usta.Zanim zamierzał zrobić to co podejrzewałam,pocałowałam go w drugi policzek i wyskoczyłam z samochodu.
-Poczekaj!-zawołał,rozsuwając szybę.-Coś się dzieje.Nie zauważasz tego?-spytał,a ja przystanęłam,ale nie odwracałam się w jego kierunku.
-Uważaj na siebie,Harry.-powiedziałam na pożegnanie i skierowałam się do furtki.
-Jutro o 12,lotnisko Heathrow.Jeśli Ci choć odrobinę zależy,a..a wiem,że zależy,to przyjedź.-nasze oczy na moment się spotkały,a potem zasunął szybę i odjechał.Stałam tak jeszcze przez moment,wpatrując się w ciemną i pustą ulicę.Coś się dzieje.


Coś się dzieje.Trzy słowa,które kiedyś nie miały dla mnie większego znaczenia,ale kiedy pierwszy raz obejrzałam Kuch Kuch Hota Hai,czyli miałam wtedy z 13 lat,patrzyłam na nie z całkiem innej perspektywy.Mają w sobie dużo głębokiego sensu.. :) Polecam ten film,nawet jeśli nie przepadacie za tego typu filmami,czyli bollywoodami.To jeden z moich ulubionych filmów,baaaaardzo wzruszający,uwierzcie mi :D No,chociaż ja to ryczę nawet przy ''Jak się nie ubierać'' xD


6 komentarzy:

  1. też kocham ten film :*
    co do rozdziału, to mam nadzieję, że jednak jeszcze się spotkają przed wylotem i może w końcu Niall coś zrobi :^^^^^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie widziałam tego filmu ale chyba się skuszę ;)
    Rozdział świetny :D Mam nadzieję że Jasmin pójdzie na lotnisko :)
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaki długi *-* Kuch Kuch Hota Hai! Kocham <3 Aż mnie naszła ochota, żeby obejrzeć to kolejny raz.
    PS.
    http://neville-longbottom-i-ja.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam na rozdział 22 :) Liczę na komentarz od Ciebie :)
    Pozdrawiam.
    Annabeth Lewis :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasmin pójdzie, na bank pójdzie. No przecież jakby mogła nie iść xD
    Robi się tak romantycznie *_* Tylko co jak oni wyjadą?
    /JustNiall

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ten film ! Kocham Bollywood, tak samo jak Twoje rozdziały, które dodajesz na blogi ! <3
    Oni są taacy słodcy ! <3 Jasmin musi pojechać na lotnisko ! Muszą rozstać się w romantyczny spodób, czyli pocałunkiem i nie w policzek ! <3
    Uwielbiam i czekam na kolejny! :* :*
    Gayane.

    OdpowiedzUsuń
  6. No z tym "Jak się nie ubierać" mnie zaskoczyłaś. Zapomniałam, że nasza Marcia jest taka wrażliwa ;) Strasznie mi Żal Jasmine, boi się otworzyć na jakiegoś faceta. To jest takie życiowe z Twojej strony. Mam nadzieję, że chociaż "bonus" w formie brata przysporzy jej radości. M

    OdpowiedzUsuń