sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 26 - ''Romeo,Romeo,why do you have to be Romeo?''

JEŚLI CZYTASZ - SKOMENTUJ! 
DLA CIEBIE TO CHWILA,DLA MNIE OGROMNA MOTYWACJA.


Nie potrafię opisać słowami jak cudownie jest otworzyć rankiem zaspane powieki i uświadomić sobie,że znajdujesz się w ramionach ukochanej osoby.Czuć od niego emanujące ciepło,czuć jego zapach,tak niepowtarzalny i należący tylko do niego.Wydawało mi się,że zaczynałam go kochać.Wiem,że to poważne stwierdzenie,ale jesteśmy ze sobą już kawałek czasu,a mnie serce nadal wali jak młot,kiedy tylko go zobaczę.Motylki nadal fruwają po moim brzuchu,jak tylko usłyszę jego głos,więc cóż to jest jak nie miłość?
Pocałowałam go delikatnie w usta,a on otworzył powoli oczy i kiedy mnie dostrzegł,uśmiechnął się delikatnie.
-Pośpijmy tak dzisiaj cały dzień.-wymamrotał zachrypniętym głosem i z powrotem zamknął powieki.
-Nie ma mowy,musimy znaleźć mojego brata.-usiadłam po turecku,wyślizgując się spod jego silnej ręki.
-On nie zając,nie ucieknie.-na omacka złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie,ale ja i tak mu umknęłam.
-Nie mamy czasu,Harry.-zaczęłam dźgać go w brzuch,a raczej w jego brak.-Chyba nie chcesz spędzić całej przerwy świątecznej tylko ze mną? Musisz jechać do Holmes Chapel.-przypomniałam mu.
-Najchętniej spędziłbym z tobą resztę życia.-mruknął w poduszkę i nastała głucha cisza.Jeszcze nigdy nie poruszaliśmy tematu naszej przyszłości - po prostu żyliśmy chwilą.Zastosowaliśmy się do powiedzenia Carpe Diem - chwytaliśmy dzień.Harry chyba zorientował się co powiedział,bo otworzył oczy i przeciągnął się.-No dobra,ale pierwsze musimy zjeść porządne śniadanie.-wygramolił się z pościeli i skierował się do łazienki,a ja wpatrując się w jego przystojne ciało,odprowadziłam go wzrokiem.


-Co robisz?-spytał mnie Harry dziesięć minut później,kiedy zastał mnie stojącą przy oknie i cicho pochlipującą.Zauważając go kątem oka,wyłączyłam odtwarzacz muzyczny w telefonie i ściągnęłam słuchawki.-Co się stało?
-Nic.-pociągnęłam.-Słuchałam Taylor Swift,jej piosenki jakoś zawsze mnie wzruszają.-zaśmiałam się z własnej głupoty,ale nadal chciało mi się płakać.
-O Jezu...-wciągnął głośno powietrze i wywrócił oczami.Wrzuciłam telefon do torebki i odwróciłam się do niego.Jego wyraz twarzy zdradzał wszystko,tylko się przed nim ośmieszyłam.Nie wiem co się ze mną działo,ale ostatnio ogarniał mnie nieodparty lęk,że zrobię coś nie tak,że on mnie zostawi...
-Wiem,że wiele osób jej nie lubi,ale jest wspaniałą artystką,a jej piosenki są na prawdę śliczne i sensowne.-obroniłam się,ale on wciąż kiwał głową.-Zaminusowałam sobie u Ciebie? Jesteś niesprawiedliwy,to tak samo jak ty lubisz piosenki Rihanny,a według mnie są na jedno kopyto,a Taylor przynajmniej nie rozbiera się w każdym swoim teledy...-nie było dane mi dokończyć,bo moje usta zostały zasłonięte jego dłonią.
-Stop stop stop,znowu się nakręcasz.-spojrzał na mnie z politowaniem.-Nie chodzi o to,nie mam nic do Taylor i jej piosenek...
-To co?
-Po prostu...-spuścił ręce wzdłuż ciała i zaśmiał się pod nosem.-To tak jakby..no...-podrapał się po czole.-To moja była.


-Wow.-tylko tyle z siebie wydukałam,opadając na łóżko.Po kilku minutach dotarły do mnie jego słowa.Ten cały wielki świat,gwiazdy,sława,pieniądze,to wszystko już nie mieści mi się w głowie.Harry zmienił wyraz twarzy na wyraźnie rozbawiony.Oparł się o parapet i w głębokim zamyśleniu uśmiechał się delikatnie.-Cóż..Jak było?!-zawołałam z udawanym przejęciem,a on podniósł automatycznie głowę,gotów do rozmowy.
-Serio?-spytał,aby upewnić się czy może zacząć opowiadać.
-Nie!-wrzasnęłam i rzuciłam poduszką w jego obrzydliwie uśmiechniętą twarz.-Spójrz na siebie,przecież widzę,że właśnie o niej myślisz!
-Przecież sama powiedziałaś,że ją lu...-zaczął się bronić,ale nie dałam mu skończyć.
-To,że ją lubię nie znaczy,że mam ochotę wysłuchiwać historyjek z waszej przeszłości,kretynie! To moja konkurentka!-zaczęłam rzucać kolejnymi poduszkami,aż w końcu Styles podbiegł do mnie i rzucił się na mnie.Zaczął mnie łaskotać,a ja wyrywałam się jak dzika,ale i tak nie miałam z nim szans,był dla mnie zbyt silny.Po chwili walki,w końcu przestał,przycisnął mi ręce do łóżka i zawisnął nade mną.
-Przyznaj,że jesteś ciekawa jak mi z nią było.-wyszczerzył zęby,a ja miałam ochotę mu przygrzmocić.Zazdrość targała mną od środka.-No przyznaj.
-Spie*dalaj.-wycedziłam przez zaciśnięte zęby,co jeszcze bardziej go rozbawiło.Nagle rozbrzmiał jego telefon i uwolnił mnie jedną ręką,zerkając na ekran komórki.W tym momencie próbowałam się mu wyrwać,ale jego jedna ręka w zupełności mu wystarczyła,aby mnie przytrzymać.Nie odebrał połączenia,tylko wyłączył dźwięki i wyrzucił telefon gdzieś na fotel.
-Lecz choćby oczy jej były na niebie,a owe gwiazdy w oprawie jej oczu,blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy,jak zorza lampę,gdyby zaś jej oczy,wśród eterycznej zabłysły przezroczy...-mówił melodyjnym głosem,patrząc mi głęboko w oczy,a ja zaczęłam zastanawiać się co on bierze.-Ptaki ocknęłyby się i śpiewały,myśląc,że to już nie noc,lecz dzień biały.
-Harry...-zaczęłam czuć się zażenowana,a nie mogłam nawet zasłonić sobie twarzy.
-Patrz,jak na dłoni smutnie wsparła liczko! O gdybym mógł być tylko rękawiczką,co tę dłoń kryje!-zawołał i wzdychając puścił mnie,kładąc się obok mnie.Przez moment leżeliśmy w ciszy,aż w końcu powoli podniosłam się i popatrzyłam na niego.
-Romeo,czemuż ty jesteś Romeo?-spytałam,z udawaną powagą,a zaraz po tym wybuchnęłam śmiechem.-Wybacz.Słodziak z Ciebie.-pocałowałam go w policzek.-Ale żeby na pamięć umieć Szekspira? Skąd ty się urwałeś,hm?
-Na skrzydłach miłości,lekko,bezpiecznie,mur ten przesadziłem,bo miłość nie zna żadnych tam i granic.-Will* ma na Ciebie zły wpływ.-stwierdziłam,wstając i skierowałam się w stronę łazienki.Wiedziałam,że tym razem to on odprowadza mnie wzrokiem,i zanim weszłam do środka,usłyszałam jeszcze jak szepcze:
-Lecz żaden smutek nie przeważy radości,którą niesie krótka chwila spędzona przy niej...




Szliśmy noga w nogę,ręka w rękę,pokonując wielkie zaspy śniegu.Zima tego roku zaskoczyła wszystkich brytyjczyków swoich zapałem,już dawno nie było tu takiej śnieżycy.Ale my nie narzekaliśmy na zimno i topiący się śnieg w naszych włosach,tylko szliśmy dalej.Od kilku godzin szukaliśmy rodziny o nazwisku Howell,bo tak miał nazywać się mój przyrodni brat,i znaleźliśmy jedynie starsze,miłe małżeństwo,które ze smutkiem stwierdziło,że nie mają dzieci i nie znają nikogo innego o tym samym nazwisku.Mimo to nie poddawaliśmy się i szukaliśmy dalej.Wieczorem,w drodze powrotnej,zajrzeliśmy do pubu,który odwiedziłam dzień wcześniej,aby rozgrzać się przy palącym się kominku.

-Dwa razy Wassail poproszę.-zwróciłam się do barmana i usiadłam na miękkiej kanapie obok Harry'ego.
-Ten lokal kojarzy mi się z Pubem pod Trzema Miotłami*.-powiedział Harry,obejmując mnie ramieniem,a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu.
-Faktycznie,nie pomyślałam o tym wcześniej.-przyznałam,a on uśmiechnął się i pocałował mnie w czubek głowy.Gdy dostaliśmy swoje Wassail,od razu wypełniło nas wewnętrzne ciepło i zapomnieliśmy o tym,że jeszcze przed chwilą byliśmy cali zmarznięci.Kiedy Harry zachwycał się niezwykłym smakiem napoju,zauważyłam tego samego chłopaka,który polecił mi tą pyszność.Wyszedł z zaplecza i usiadł na podeście,gdzie po chwili złapał w dłonie gitarę i zaczął grać.Nasze oczy spotkały się na moment,kiedy rozglądał się po stolikach.Uśmiechnął się do mnie lekko,a ja odwzajemniłam się tym samym.Następnie spojrzał na Harry'ego,i w momencie kiedy go zobaczył,zmrużył brwi.Zaśmiałam się cichutko,a Harry dźgnął mnie łokciem.
-Co Cię tak śmieszy?
-Reakcja tego chłopaka na twój widok.-kiwnęłam głową na blondyna,a Harry podążył za mną wzrokiem i machnął do niego ręką.Chłopak uśmiechnął się krzywo,ale jego oczy pozostały takie same: przeszywające i podejrzliwe.
-Zbieramy się? Jestem wykończony.-Loczek rozciągnął się,po czym wstał i poszedł zapłacić,a ja wpatrywałam się w grającego blondyna,zastanawiając się nad jego dziwną reakcją.


-No błagam Cię,wstawaj!-zawołałam po raz pięćdziesiąty do ucha Harry'ego,następnego ranka.-Bo pójdę bez Ciebie!
-Co Ci się dzieje?-mruknął,mrużąc czoło i podnosząc się na łokciu.-Dlaczego nie możemy dzisiaj dłużej pospać?
-Dzwonił do mnie ten znajomy policjant,miał trochę wolnego czasu i znalazł dla mnie adres Lauren Howell.-powiedziałam,jednocześnie wciskając na nogę buta i rzucając w Harry'ego jego koszulką.-Ubieraj się.
-Skąd masz pewność,że to akurat ona?-z wielką niechęcią wygramolił się z łóżka i mozolnie wsuwał na nogi spodnie.
-Przed wyjazdem wypytałam tatę o kilka niezbędnych szczegółów.Może nie wie jak ma na imię jego syn,ale chyba zna imię jego matki,tak? To była Lauren,jego pierwsza dziewczyna.-podałam mu kurtkę,a sama wsunęłam na głowę czapkę.-Czuję,że to już dziś.Dziś poznam mojego brata.
-A ja czuję,że chętnie pospałbym trochę dłuż..-zaczął,ale z rękawiczkami w zębach,trudno było mu dokończyć.-Okej,chodź marudo.Miejmy to już za sobą i wracajmy do domu.-westchnął.


Błądząc po stereotypowo niewielkim miasteczku,kompletnie nie mogliśmy odnaleźć się w terenie.Późnym wieczorem mieliśmy już nawet dać sobie spokój,ale wtedy udało nam się dotrzeć w miejsce w które skierowała nas pewna ekspedientka z miejscowego supermarketu.
Stanęliśmy przed niezbyt wielkim,ale też niezbyt małym domem,który odznaczał się od innych mnóstwem świecących,kolorowych lampek.
-Myślisz,że to tu?-spytałam,drżąc z zimna i rozglądając się dookoła.W domu świeciły się wszystkie światła,a za firanką,w głębi mieszkania majaczyła jakaś postać.
-Ten sam adres.-Harry spojrzał na karteczkę,a potem na tabliczkę i podszedł do dużych,dębowych drzwi.-Przekonajmy się.-ściągnął z dłoni rękawiczkę i zapukał głośno.
W momencie kiedy to zrobił,w mojej głowie narodziły się wątpliwości.Po co tak właściwie tu przyjeżdżaliśmy? Mój przyrodni brat,kimkolwiek jest,ma swoje własne życie,swoją rodzinę,więc co ja sobie myślałam przychodząc tutaj i burząc jego dotychczasowe szczęście? Uchwyciłam mocno ramię Harry'ego i zaczęłam się wycofywać,kiedy usłyszeliśmy czyjeś kroki.Minęła chwila,która dla mnie ciągnęła się w nieskończoność,aż w końcu ujrzeliśmy przed sobą średniego wzrostu blondynkę o smukłej sylwetce i łagodnej twarzy na której widniało kilka zmarszczek.
Harry szturchnął mnie lekko,ale widząc,że nie mogę wydobyć z siebie głosu,poratował mnie prędko.
-Przepraszamy za tak późne najście..Pani Howell,czyż nie?-spytał grzecznie,a ona kiwając głową,przeniosła na mnie swój wzrok.I wtedy...zamarła.Jej czoło momentalnie się zmrużyło,a brwi ściągnęły się do środka,podczas gdy oczy bacznie mi się przyglądały.-Moglibyśmy wejść i porozmawiać?
-Nie mamy o czym rozmawiać.-powiedziała chłodno w moim kierunku i już miała zamknąć nam drzwi przed nosem,kiedy na podjeździe zaparkował czarny opel vectra.
-Czyżbyśmy mieli gości?-usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się powoli,czując że ciarki przechodzą mi po plecach.Nie byłam pewna swoich domysłów,dopóki owy właściciel głosu nie stanął koło nas,a jego twarz oświetliła lampa paląca się na ganku.Widząc przed sobą wysokiego blondyna ze srebrnym kolczykiem w nosie,z miną tak zdziwioną jak i moja,o mało co nie stanęło mi na serce.Czy to możliwe,że to jest...On?
-Właściwie to już skończyliśmy.-oznajmiła kobieta,wpuszczając go do środka,ale on nie ruszył się o krok.Z uniesioną wysoko brwią wpatrywał się w naszą dwójkę,kompletnie zbity z tropu,co robimy pod jego domem.
-Co wy tu robicie?-zapytał w końcu,a ja już miałam się odezwać,ale ubiegł mnie Harry.
-Nazywasz się Howell?
-Tak,ale o co chodzi?-chłopak zniecierpliwił się i obserwują kątem oka jak bardzo się trzęsę,wpuścił nas do środka.Nie wiem tylko sama czy bardziej drżałam z zimna,czy ze strachu.Weszliśmy do ciepłego przedpokoju,ale on zaprosił nas do salonu,ku niezadowoleniu swojej matki.
-Mówiłam wam,że nie mamy o czym rozmawiać.-odezwała się chłodno kobieta,ale po jej twarzy dało się wyczytać,że jest wystraszona.Najwyraźniej wiedziała kim jestem,nie wiem czy z telewizji,czy już kiedyś mnie widziała,czy może dostrzegała jakieś podobieństwo pomiędzy mną a moim tatą,ale jedno było pewne: jej syn nie miał pojęcia kim jestem.
-Co się stało?-zdenerwowany blondyn spoglądał to na matkę,to na naszą dwójkę,ale nikt z nas się nie odezwał.Gdy pani Howell uciekła wzrokiem gdzieś daleko,poza okno,wiedziałam że muszę w końcu coś powiedzieć.
-Jestem Jasmin Sanderson...-zaczęłam powoli,czując jak dzisiejsze drożdżówki,które zastąpiły nasz obiad,przewracają mi się w brzuchu.-Nic Ci to nie mówi?
Chłopak pokiwał przecząco głową i wzruszył ramionami.
-Więc...
-Stop.-Pani Howell odwróciła do mnie swoją głowę i spiorunowała mnie wzrokiem.-Nie po to ukrywałam to przed nim całe życie żeby teraz jakaś smarkula mnie w tym ubiegła.Po co tu przyjechałaś? Jeszcze Ci mało po tym wszystkim co zrobiłaś?
Jej słowa,wypowiadane w moim kierunku z wielkim żalem i odrazą,uderzały mnie na wskroś.Miałam ochotę obrócić się na pięcie i uciec stamtąd jak najszybciej,ale z drugiej strony...On nic nie wie.Mam sobie odpuścić właśnie teraz,kiedy go odnalazłam?
-Przepraszam bardzo,ale mogłaby mi Pani uświadomić co ja takiego zrobiłam?-spytałam z jak największą grzecznością,na jaką było mnie w tej chwili stać.Harry był tuż obok i mocno ściskał moją rękę,dodając mi otuchy i opanowania.
-Jeszcze śmiesz udawać,że...
-Co przede mną ukrywałaś?-blondyn odezwał się po cichu,wpatrując się w matkę z wyraźnym przerażeniem.Kobieta przymknęła powieki,wzięła głęboki wdech i położyła rękę ramieniu syna.
-Gdy miałeś sześć lat,powiedziałam Ci,że twój tata nie żyje i poszedł do nieba.-powiedziała powoli i spuściła wzrok.-Kłamałam.
Chłopak w jednym momencie zaczął głośno,szybko oddychać,usiadł na fotelu i zamknął twarz w dłoniach.Widząc to wszystko zrobiło mi się go okropnie żal.Miałam ochotę podejść do niego i coś zrobić,tylko sama nie wiedziałam co.W końcu człowiek nie codziennie dowiaduje się że jego martwy ojciec tak naprawdę żyje.
-Kochanie...-kobieta podeszła do niego,ale on zerwał się na równe nogi i wybiegł po schodach na górę.Usłyszeliśmy głośny trzask drzwi,a zaraz po tym głucha cisza potoczyła się po całym domu.Oczy Pani Howell i moje spotkały się na chwilę.Ten moment wystarczył żebym dostrzegła w nich jej ogromny ból.


Sprawa z pojawiającym się i znikającym rozdziałem była z mojej winy,wybaczcie :) Bardzo ciężko mi się go pisało,musiałam się momentami zmuszać żeby cokolwiek wymyślić,więc przepraszam was za wszystkie błędy i za niektóre bezsensowne zdania.Ostatnio coś cienko mi idzie z tym pisaniem.

*Pub pod Trzeba Miotłami - fikcyjny pub występujący w Harrym Potterze
**Will - oczywiście chodzi o Williama Szekspira :D

12 komentarzy:

  1. to opowiadanie jest najlepsze jakie kiedy kolwiek czytałam. Uwielbiam cię!!! Rodzdział zajebisty zresztą jak zawsze. Nic dodać, nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
  2. chłopak z kawiarni... hmm fajnie to brzmi :*
    ciekawe, czy jej brat wie, że ma siostrę (przyrodnią, ale mimo wszystko to jest zastanawiające ;p) mam nadzieję, że już dłużej nie będziesz nas trzymać w niepewności xD
    Buziaczki ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. BOSKI !!! :P Długo czekałam aż pojawi się kolejny rozdział i powiem, że warto było ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny<3 ciekawe co będzie dalej;) weny życzę:*

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział, czekam na kolejny xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Jamie <3 <3 <3 uwielbiam goo :3 jest taki seksi! xD
    jestem ciekawa jak to wszystko się skończy :D
    genialny rozdzialik :) :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku *_* czulam ze to bedzie ten koles. Harry Szekspir genialny xx
    /JustNiall

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW * __*
    Super rozdział! Czekam na Next! <3
    Buźka ;************************
    http://1d-one-little-thing.blogspot.com/


    Horanowaxxx:*

    OdpowiedzUsuń
  9. jeeeeej boski! <3 czekam na nastepny <3
    Zapraszam do mnie na nowy http://please-niall-horan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Halo halo! Już komentuje ten cudowny rozdział. Dobrze, że Jasmin odnalazła brata. Szkoda mi go strasznie :c Całe swoje życie myślał, że jego ojciec nie żyje, a teraz po tych wszystkich latach dowiaduje się, że jego nieżyjący ojciec żyje :( Smutne trochę. Cudowny rozdział, czekam na kolejny :* Pozdrawiam, Weronika :) xx

    OdpowiedzUsuń